W końcu nadszedł przełomowy dzień dzień. Pierwszy dzień w Klerykowie i ciągłe zastanawianie się kiedy odbędą się egzaminy wstępne, które zadecydują czy to tutaj spędzę najbliższe kilka lat. Ubrałem się tego dnia inaczej niż zwykle. Wchodząc do budynku usłyszałem zawiłe rozmowy i ujrzałem gromadę ludzi. Byli to rodzice wraz z dziećmi usiłujący dowiedzieć się kiedy przypadnie termin egzaminów do klasy wstępnej. Również moja mama była ze mną tego dnia. Rozejrzałęm się po wnętrzu gimnazjum i niekontrolowanie przed oczyma stanął mi obraz klasztoru. Tak. Szkoła przypominała mi budynek klasztorny. Był szary, ponury i smutny. Ściany były chłodne, a okna małe. Długi korytarz z obu stron posiadał szeregi drzwi prowadzących do klas szkolnych. Prowadził on do kancelarii gimnazjalnej, gdzie co jakiś czas przechadzali się profesorowie. W przedsionku mimo młodej godziny zauważyłem smacznie śpiącego mężczyznę. Zagadka dotycząca terminów egzaminów stała się powodem ożywiąnych rozmów. Żaden z profesorów nie chciał udzielić informacji.
Ogromny napływ kandydatów do gimnazjum zmniejszył moje prawdopodobieństwo dostania się do niego. Zacząłem czuć się jeszcze bardziej nerwowo. Spojrzałem na mamę trzymającą moją rękę. Była smutna i zdenerwowana. Nagle czerwony, pokaszlujący pan w czarnym surducie zapytał ją czy nie wie kiedy egzamin. Po krótkiej wymianie zdań dowiedziałem się, że mężczyzna był właścicielem karczmy i już czwarty dzień spędzał w Klerykowie, aby dowiedzieć się o testach - chciał on bowiem oddać syna do gimnazjum. Znienacka na korytarzu pojawił się dyrektor gimnazjum i niespodziewanie zatrzymał się przy wcześniej wspomnianym mężczyźnie pytając w czym może pomóc. Szynkarz odpowiedział mu, na co brodaty starzec posłał mu długie spojrzenie i odszedł. To nie było miłe. Oddaliłem się z tamtąd.
Moją uwagę przykuła bójka dwóch starszych chłopców. Z podwórza przybiegł trzeci i wypowiedział tekst, który pamiętam do dzisiaj: ,,Te ryfa! Kto Ci sprawił takie majtasy?'' Nie pamiętam jednak co im odpowiedziałem. Wiem, że byłem zawstydzony i zdumiony, a gdy z pomocą przyszła mi mama - odczepili się ode mnie. Wtedy wcześniej śpiący mężczyzna krzyknął na nas, że mówienie po polsku jest zabronione. Trochę się przestraszyłem. Był to pan Pazur. Mama wpadła na pomysł, aby zpytać go o terminy - na co ten odpowiada, że nic mu nie wiadomo. Gdy mama wsunęła mu w dłoń monetę, otrzymała garść informacji - gdy nauczyciele opuszczą kancelarię i udadzą się na piętro mależy iść do sekretarza, który mógłby coś wiedzieć. Następnie podzieliła się tym z resztą rodziców.
Gdy udaliśmy się na piętro, aby dostać się do sekretarza, zauważyłem salę lekcyją, w której odbywały się poprawki. Podsłuchałem co nieco i zamarłem. ,,Czy tak będzie wyglądał egzamin? Przecież ja nie mam pojęcia o rzechach, o które tam pytają! Co jeżeli się nie dostanę?'' - do głowy przychodziły mi różnorodne myśli. Bardzo się przestraszyłem. Wstyd się przyznać, ale nawet popłakałem się pod wpływem emocji. Wyjawiłęm mamie moje obawy, na co ona uspokoiła mnie tłumacząc, że nie będę pytany o coś takiego jak w sali obok. Widząc iksy i igreki nadal nie byłem spokojny. Przeraziłem się.
Sekretarz nie zdradził wiele. Powiedział, że egzaminy odbędą się w bieżącym tygodniu, lecz wzystko zależy od pana Majewskiego - nauczyciela wykładającego w klasie wstępnej. Wszyscy opuścili budynek, jednak żaden z obecnych nie poczuł się spokojniej. Czułem się znużony i smutny. Popatrzyłem w niebo, które jako jedyne przypominało mi rodzinne Gawronki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz