Od wakacji minęły już dwa miesiące. W szkole pojawił się nowy uczeń piątej klasy - nazywa się Andrzej Radek. Na pierwszy rzut oka widać, że jest chłopcem ze wsi. Jego tornister był drewniany, nosił zgrzebną koszulę i często używał prowincjonalizmów. Mi to nie przeszkadzało, ale bywali uczniowie, którzy z tego powodu uprzykrzali mu życie w naszym gimnazjum. Jedną z takich osób był niejaki Tynkiewicz, któy bezustannie przedrzeźniał Radka.
Po lekcji matematyki piątej klasy z panem Nogackim, w jego sali zebrali się dyrektor, inspektor, gospodarz klasy i kilku innych nauczycieli. Nie wiedziałem co się stało, lecz gdy zobaczyłem zakrwawionego Tynkiewicza i Radka stojącego ze spuszczoną głową, z której ciekły łzy, domyśliłęm się, że to on jest sprawcą takiego stanu Tynkiewicza. Gdy dołączyłęm do gapiów, usłyszałem Kriestoobradnikowa, który wyrzucał Radka ze szkoły, każąc mu opuścić budynek gimnazjum. Andrzej zszedł po schodkach i wyszedł. Udał się na dziedziniec. Usiadł bezradny opierając plecy o mur i spuszczając głowę na pierś. Wyszedłem na zewnątrz, stanąłem przed nim. Gdy ten podniósł głowę i spojrzał na mnie, jego wzrok zdawał się nieobecny, jego oczy nie miały żadnego wyrazu. Oznajmiłem, że jedynym sposobem, aby wrócił jest protega lecz Radek nie miał wpływowych znajomych mogących wpłynąć na dyrektora. Zaproponowałem, że porozmawiam z Zabielskim. Miałem nadzieję, że uda mi się coś wskórać. I nie myliłem się. Gdy zakończyła się godzina lekcyjna sam inspektor zawołał go i zaprowadził go do dyrektora. Kriestoobradnikow oznajmił, że przywraca Radka do listy uczniów, ale ostrzega, że każdy nawet najmniejszy błąd Andrzeja doprowadzi do kategorycznego wydalenia go ze szkoły. Usłyszawszy te dobre wieści, udałem się na lekcje uradowany, że pomogłem koledze w potrzebie, choć nie byłem pewiem, czy on wie, że to ja się za nim wstawiłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz