Na lekcji historii, tuż przed końcem profesor Kostriulew zaczął czytać ,,dopełnienie'' wiadomości. Opowiadało ono o konfiskacie pewnego żeńskiego klasztoru w okolicach Wilna. Podobno w trakcie rewizji cel, odkryto tajne schody prowadzące do podziemnych lochów, w których stało mnóstwo malutkich drewnianych trumienek. Jedne były ponoć bardzo stare, spróchniałe, natomiast inne całkiem nowe. Wszyscy zrozumieliśmy co chce nam przekazać profesor. Insynuował, że polskie mniszki od wieków zabijały niemowlęcia. Na te słowa Walecki wstał i zaczął dukać: ,, W imieniu całej klasy proszę, żeby pan nie czytał tutaj podobnych rzeczy.'' Podziwiałem go za odwagę. Nauczyciel zdenerwował się i po krótkiej wymianie zdań z ,,Figą'', wyszedł. Wrócił z dyrektorem i prawie całym sztabem gimnazjalnym. Inspektor rozpoczął śledztwo. Najpierw pytał ogółem, całą klasę, czy namówiliśmy Waleckiego do wystąpienia, jednocześnie grożąc poniesieniem kary. Milczeliśmy, więc zaczął pytać wszystkich z osobna. Byłem drugą zapytaną osobą. Nie przepadałem za Figą, więc nie miałęm najmniejszego zamiaru go gronić i powiedziałem, że z przyjemnością słucham ,,dopełnień'' profesora, oraz że Walecki protestował tylko w swoim imieniu. Wszyscy pozostali mnie poparli z wyjątkiem Ruteckiego, który wstawił się za protestantem. Buntowników wyprowadzono.
Po pewnym czasie słyszeliśmy krzyki Waleckiego, więc zerwaliśmy się do szyb w drzwiach i ujrzeliśmy wynoszonego w powietrzu ,,Figę'', który protestował i próbował się wyrwać. Zaraz za nim szła jego matka - bardzo zafrasowana. Wkrótce do klasy przyszedł Rutecki, który został skazany na długą kozę i oznajmił, że dzięki prośbom mamy Waleckiego nie zostanie wyrzucony ze szkoły, lecz dostanie ,,tylko'' rózgi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz